Poznań - Gdańsk 2023

Paweł Zgliński

Plany są po to by je zmieniać. Mieliśmy lecieć do Bagicza (EPKG). Wiadomo – lotnisko przy samej plaży, cisza i spokój – nie ma w naszym kraju chyba lepszego miejsca na lotniczy wypad na plażę. Ale nie tym razem. Pogoda bowiem nie zapowiadała się plażowo i jakoś straciliśmy ochotę na bałtyckie piaski. A i chmury zapowiadały się w tej okolicy dość nisko i gęsto.

Szybka analiza i zmiana planu. Lecimy do Gdańska! Tam nas jeszcze nie było. Wyprawa typowo rodzinna, bo przecież po to m. in. doskonalimy nasze lotnicze umiejętności, żeby od czasu do czasu zabrać najbliższych gdzieś, gdzie obrócić samochodem w tę i z powrotem w jeden dzień byłoby trudno, a z pewnością męcząco. No i zdecydowanie mniej atrakcyjnie.

Niestety ani strona www EPGD ani AIP nie przygotowują na to, czego spodziewać się lecąc na to lotnisko komunikacyjne małym samolotem GA (np. gdzie oni tam mają płytę dla GA?). Oczywiście analiza, jak dolecieć i posadzić samolot na pasie jest dość prosta. Ale czego spodziewać się dalej? Najważniejsze chyba – nie zniechęcać się pierwszymi trudnościami. Na szczęście na SkyDemonie (to nie reklama – po prostu osobiście korzystam) można znaleźć opinie innych pilotów o wielu lotniskach. To pozwala pójść już krok dalej. Brak handlingu, a więc jego kosztów – to super wiadomość. Opłata za lądowanie – nawet niższa, niż na Ławicy. Wyczytałem jeszcze, że na tajemniczym „Terminalu C” należy pobrać „crew certificate”, który pozwoli na powrót na lotnisko oraz, że korzysta się z „fast track” przy powrocie do samolotu. Jeszcze rzut oka na zdjęcie satelitarne EPGD, co pozwala mi spodziewać się kołowania na Apron 1 (nigdzie indziej nie znalazłem na zdjęciu małych samolotów) i tym samym zaplanować spodziewaną trasę kołowania.

TAF nie jest zły (najniżej SCT 2400), a wg. windy.com brak chmur niskich. Na powrocie wieczorem też ma być nieźle – wprawdzie mogą pojawić się jakieś chmurki, ale nie powinny zejść poniżej 3000 ft, a im później, tym lepiej.

Picture1jpg

No to zbiórka na lotnisku, tankowanie (musiałem tylko obiecać dziewczynom, że natychmiast zapomnę ile ważą – do Warriora z trzema dorosłymi i dzieckiem nie wleje się paliwa do pełna). Tylko nad głową jakoś te chmury tak nisko, ale nie tworzą zwartej warstwy. Nic to, przecież ostatni TAF mówi, że ich tam być nie powinno. Jesteśmy gotowi i możemy lecieć. Delikatny niepokój, gdy okazuje się że odlot możliwy tylko jako Special VFR – podstawa 1400 ft. Wygląda zdecydowanie lepiej, więc ruszamy. Daliśmy radę wznieść się na 1500 ft, wyżej już chmury. Oglądam się za siebie co jakiś czas, żeby sprawdzić, czy w razie czego będzie jak wrócić.

W okolicach Wągrowca chmury wprawdzie się nie podnoszą, ale pojawiają się w nich dość liczne przerwy. I wygląda na to że warstwa nie jest gruba. Znajdujemy więc sporą dziurę i... w górę.

Picture2jpg

Dobra decyzja. Lot „on top” jest zdecydowanie przyjemniejszy. Widoki na chmury pod nami przepiękne. A do tego dla mojej załogi był to pierwszy lot nad chmurami małym samolotem. Uspokaja to, że przerw w chmurach jest sporo – w razie czego więc zejdziemy w dół. Lot on top ma też i inne zalety – loty szybowców na kręgu w Borsku odbywają się pod podstawą chmur, więc bez zbaczania z kursu i obaw o separację spokojnie przelatujemy nad nimi, informując tylko o swojej obecności (Funkcja monitoringu częstotliwości przydaje się w takich sytuacjach dla świadomości sytuacyjnej. Kto nie korzysta – zachęcam). Potem już zniżanie, instrukcja dolotowa od miłej kontrolerki wieżowej i jako nr 1 podchodzimy do pasa 29.

Wcześniejsze przewidywania co do płyty postojowej GA i drogi kołowania okazały się trafne. Fajnie, bo czekał wprawdzie na nas samochód "follow-me", ale dopiero na TWY L, więc dwie wcześniejsze drogi kołowania pokonać musieliśmy samodzielnie.

Picture3jpg

Po zaparkowaniu od razu rzuca się w oczy duże „C” na najbliższym terminalu. Wiem już zatem, gdzie iść po ten tajemniczy „crew certificate”, o którym czytałem. I tu zdziwienie. Nikogo nie ma i wszystkie drzwi zamknięte na głucho. A jakoś tak samemu po lotnisku komunikacyjnym włóczyć się nie wypada. Więc zagaduję do jedynego pana w pobliżu, który ładował jakieś pakunki. Okazał się bardzo pomocny i podwiózł mnie na SOL. Na przyszłość więc – jeżeli w Gdańsku nikt z SOLu nie podjedzie sam, a nie będzie też nikogo w Terminalu C – należy przedzwonić na SOL i przyjadą.

Dostajemy karteczkę umożliwiającą załodze powrót na teren lotniska (nie zgubić!) i eskortowani przez miłego pana z SOLu w samochodzie jadącym za nami (poćwiczył wolną jazdę, bo z Apron 1 do wyjścia GA na Terminalu Przylotów jest pewnie z 5 min spaceru), dostajemy się do wyjścia. I przez główny terminal opuszczamy lotnisko.

Sam Gdańsk – cóż tu pisać. Kto nie był niech odwiedzi koniecznie. A kto był, niech wraca. I wiadomo – najlepiej samolotem! Na Starówkę dostać można się pociągiem, który odjeżdża spod samego terminala co pół godziny. Z przesiadką w Gdańsku-Wrzeszczu (wystarczy przejść z peronu 1 na peron 3). Bardzo sprawnie to skomunikowane. A i koszt znikomy – na 4 osoby (w tym 2 ulgowe) jedyne 17,50 zł.

Picture4jpg

Dzień minął. Czas więc wracać. Oczywiście w ciągu dnia kontrola prognoz, która uspokaja. W Gdańsku powinno być już prawie bezchmurnie (po 19:00 jakieś niewielkie zachmurzenie, ale nie niżej niż 3000 ft), w Poznaniu za to zapowiada się czysto. Jedynie w okolicach Bydgoszczy mogą pojawić się chmury, ale z podstawą 2400 ft. Jako że powrót w całości planujemy w porze nocnej (tj. wylot ok. 20:00 czasu lokalnego) temat zachmurzenia zajmuje mnie dość mocno – wiadomo, w nocy kiepsko widać chmury...

Noc zapada, a zapowiadanego przejaśnienia jakoś nie widać. Wracając na lotnisko – tym razem Uberem żeby było szybciej (52 PLN) – z lekkim niepokojem obserwuję zwartą masę chmur na zachodzie (dobrze, że my na południe). Wygląda jakby sięgały samej ziemi. Nad nami na razie nie jest źle.

Bez zbędnego ociągania kierujemy się do samolotu. Przejście przez Terminal Odlotów, gdzie na wprost wejścia widać od razu napis „Fast Track”, którego szukamy. Tam tylko rzut oka pana z ochrony na naszą kartkę uprawniającą do przejścia i jesteśmy na kontroli bezpieczeństwa przeznaczonej dla załóg. Dalej sprawne uiszczenie opłaty u miłego pana (pierwsze drzwi na lewo za kontrolą) i zostajemy przez niego wypuszczeni na drugą stronę terminala. Teraz samodzielny spacerek (tym razem już bez asysty SOLu) i jesteśmy przy samolocie.

Po opuszczeniu CTRu informacja od zawsze pomocnego FISu o spodziewanych podstawach na 2000 ft na naszej drodze. Miało być lepiej, ale nic to – lecimy na 1500. Wygląda mi na to, że chmury nad nami są wyżej. Więc wspinamy się na początek na 1800 ft – w nocy zawsze bezpieczniej. Po jakimś czasie pojawiają się nad nami gwiazdy. Wznosimy więc do 4500 ft i na tej wysokości, podziwiając przepięknie oświetloną ziemię, dolatujemy aż do TMA Ławicy.

Picture5jpg

Pierwszy raz odwiedziłem Gdańsk samolotem. Polecam i przy kolejnej okazji to powtórzę. Sporo technicznych szczegółów w tym opisie – mam jednak nadzieję, że pozwoli to kolejnym pilotom przygotować się do lotu i zaoszczędzi im niespodzianek. A może zachęci do odwiedzenia EPGD? Mogę już potwierdzić zasłyszaną wcześniej opinię – najbardziej przyjaznego dla GA lotniska komunikacyjnego w Polsce.

Od właściciela Westwings: jako rodowity gdańszczanin i wielokrotny bywalec EPGD potwierdzam, że warto się tam wybrać małym samolotem. O Gdańsku nie wspomnę - bo na pewno będę stronniczy.  Jeżeli posiadasz licencję PPL(A) lub LAPL(A), mieszkasz w Wielkopolsce i interesuje Cię takie latanie, jak opisane powyżej, skontaktuj się z nami i dołącz do naszego Klubu Pilota.